Jeśli już coś wie się na pewno i ogłasza, jeśli lekarze dają jakieś zalecenia pacjentom, jeśli nawet pewną tezę już wszyscy przyjęli do wiadomości, to badacze i jakże często popularyzatorzy natrafiają na mur obojętności. Przykładem: palenie i palacze. Statystyka wykazała, że palenie tytoniu niezaprzeczalnie może wywoływać raka płuc. Ale jednak liczba wypalanych papierosów, fajek (mniej szkodzi? — ale szkodzi!), cygar itd. nie zmalała. A i wśród lekarzy jest niewielu abstynentów, co skuteczności oświaty zdrowotnej przynosi konkretne szkody.
Spożycie alkoholu raczej wzrasta. Tymczasem wiadomo, że jest on czynnikiem, który może wywoływać raka jamy ustnej, przełyku, krtani i wątroby, szczególnie gdy się pije i pali. Alkohol wydaje się działać jak katalizator na rakotwórczą smółkę z tytoniu. U tych, którzy dużo palą i piją, ryzyko raka jest 15 razy większe niż u niepalących i niepijących.
Nie miejsce tu na kazanie o fatalnych skutkach pijaństwa. Od niepamiętnych lat byli tacy, którzy pili, i pewnie zawsze będą. Ale zastanawiające jest, dlaczego u nas i w wielu innych krajach Północy nałóg ten powoduje fatalne skutki (arogancja, awanturnic- two, agresywność), a wreszcie przeradza się w poważną chorobę. Gdy tymczasem w krajach Południa, gdzie ludzie piją o wiele więcej alkoholu w przeliczeniu na czysty spirytus i na głowę ludności, takich przykrych skutków bądź nie ma, bądź są nieporównywalnie rzadsze.
Badacze tych spr
Leave a reply