O tym, czego nasza wątroba nie lubi – dowiadujemy się, niestety dopiero wtedy, gdy zaczyna nam ona dokuczać. A i wtedy jeszcze jesteśmy przekonani, że to żołądek, że „zaszkodziła” nam ta czy inna potrawa.
Wszystkie bowiem organy związane z procesem trawienia mają tę wspólną cechę, że ich normalnej pracy nie odczuwa się, a na wiele rzeczy reagują inaczej, niż np. jama ustna. Pieprz w jamie ustnej pali, a w żołądku go nie czujemy, alkohol w ustach pali, a w żołądku grzeje.
Jeżeli jednak ten żołądek czy wątrobę zaczynamy odczuwać – to znaczy, że zaczyna się niedomaganie. Co gorsze – sygnały natury żołądkowej są na ogół dość zawodne, bo zawsze nieco spóźnione. Przy nadkwasocie np, najpierw czujemy typową zgagę, która nam się lokuje w gardle lub też poniżej, oddech zaczyna cuchnąć, pojawia się później zaparcie, a pacjent przypisuje to wszystko potrawom, które nam zaszkodziły.
Ustalmy więc stanowczo, że nawet zdrowej wątrobie szkodzi przede wszystkim życie w bezruchu i takie wyżywienie, którego kaloryczność jest nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do ilości wykonywanej pracy fizycznej, sportu, ruchu itp. Taki tryb życia – a nie potrawy – prowadzony niekiedy przez długie lata, powoduje przemęczenie wątroby, której podstawowym zadaniem jest wytwarzanie żółci.
Jeżeli więc ktoś mówi: „ja mam wątrobę zdrową, ale… w woreczku żółciowym mam kamień”, względnie „żołądek mam zdrowy, tylko… wątroba nie daje mi spokoju” – to znaczy, że nie orientuje się, jak ściśle te organy są ze sobą powiązane.
Krew dochodząc do wątroby przynosi kwas mlekowy, powstający w naszych mięśniach na skutek zmęczenia pracą fizyczną lub sportem. Poza tym krew przynosi szereg innych zanieczyszczeń, z których w wątrobie powstaje żółć. Żółć zbiega do woreczka żółciowego, skąd w miarę potrzeby wydalana jest do dwunastnicy, gdzie współdziała w rozkładzie chemicznym ciężkich białek zwierzęcych, a więc mięsa, tłuszczów itp.
Leave a reply