lość często do 1 g, gdy tylko ujawniają się pierwsze symptomy choroby. To zalecenie dotyczy na ogół wszystkich ludzi tzw. prze-ciętnych. Tymczasem ludzie nie są wcale „przeciętni” i mają swoje indywidualne zapotrzebowania, zresztą najczęściej zależne od środowiska, w którym żyją.
U nas lekarze również aplikują swoim pacjentom witaminę C. Najlepszy dowód, że każdej zimy apteki sprzedają mniej więcej dwukrotnie więcej tego środka, niż w ciągu całego roku, a gdy pojawia się grypa — sprzedaż wzrasta czterokrotnie.
Ponadto ludzie sami sięgają po witaminę C, gdy np. odczuwają bóle reumatyczne lub tzw. łamanie w krzyżu, a nawet zwykłe zmęczenie, wierząc w jej uniwersalne działanie. Można by zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście witamina C ma wpływ na przebieg choroby, czy też wywołuje tylko efekt psychologiczny?
Jedno jest pewne: ludzki organizm nie może się bez tej witaminy obejść. Znajduje się ona prawie we wszystkich tkankach. Od dawna sądzi się, że działa jako stymulator procesów metabolicznych. Być może pobudza również niektóre reakcje systemu immunologicznego. Sytuacja jest w pewnym stopniu paradoksalna, bo dotąd te zagadnienia nie zostały jeszcze należycie zbadane.
A wyizolował tę witaminę Albert Szent-Gyórgyi już w 1928 r. Cztery lata później ustalił jej strukturę chemiczną Walter Haworth, a pierwszą syntezę zrealizował w 1933 r. Tadeusz Reichstein, chemik szwajcarski polskiego pochodzenia.
Nazwę „kwas askorbinowy” nadano witaminie C dlatego, że zapobiega groźnej chorobie: szkorbutowi. Jak twierdzą znawcy, „na szkorbut umarło więcej żeglarzy, aniżeli zginęło we wszystkich katastrofach i bitwach morskich”.
Dziś na ogół nikt nie umiera na szkorbut. Witamina C leczy początkowe jego objawy, nie tak bardzo groźne, ale dość powszechne szczególnie u tych, którzy ten składnik lekceważą w diecie. Ratuje też ludzi w bardzo wielu innych chorobach i dolegliwościach.
Leave a reply